Przez ostatnie tygodnie dość intensywnie zwiedzaliśmy Jawę, przemierzając ją licznymi godzinami – startując z Dżakarty aż do Banyuwangi. Droga była długa i czasem męcząca, ale wynagradzały nam ją piękne widoki z okolicznych wulkanów, pola ryżowe i podpatrywanie codziennego życia mieszkańców zza okien pociągów. Nie mniej jednak dość wyczerpani dotarliśmy z powrotem na Bali, marząc o chwili odpoczynku, ciszy i spokoju. Postanowiliśmy wybrać się do malej wioski wgłąb wyspy, gdzie po drodze do Tulamben na nurkowania, chcieliśmy zaczerpnąć trochę świeżego powietrza, zatopić się w cudownym rytmie odgłosów natury i na dosłownie sekundę odciąć się od całego zewnętrznego świata.
Miejsce, do którego trafiliśmy było niczym obrazek z pocztówki, a zapach powietrza i szumna cisza wręcz nie do opisania. Spędziliśmy tam zalewie jedną noc i pół dnia napawając się otoczeniem tropikalnego lasu i pól ryżowych. Nawet dość ostry deszcz, który nas zaskoczył podczas wędrówki w ciągu dnia i spowodował, że droga powrotna potrwała 2 godziny a nie 30 minut, zupełnie nie przeszkadzał, a wręcz spowodował, że mieliśmy czas dość bacznie poobserwować lokalne życie spod daszku u stolarza (;
Dla tych, dla których Ubud jest zbyt tłoczny, a poszukują miejsc wgłąb lądu, w otoczeniu tropików, lasów i pól ryżowych, Sideman będzie miejscem idealnym. Aura jest bardzo podobna, lecz pozostał tu jeszcze prowincjonalny klimat, gdzie prócz wielu pięknych resortów, spa i kilku knajpek ciężko coś znaleźć. Zdecydowanie super opcja na parodniowy relaks w spa, romantyczny wyjazd lub wyciszający odpoczynek wśród natury. Niestety nas gonił czas i po jednym dniu musieliśmy uciekać dalej, ale wiem na pewno, że następnym razem bardzo chętnie zostaniemy tam znacznie dłużej (:
Do następnego razu
Apolina